Od uśmiechu ino zdrowo boli łeb, kto się nie śmieje, chory jest i kiep...


Na bacówce
Juhas: Baco tak se dumiem, na cym ten świat stoi. Powiedzcie mi baco bo wy mocie rozum.
Baca: Symuś, świat to stoi na zydelku.
Juhas: Niekze bedzie, ale tak se tyz dumiem i dumiem, na cym ten zydelek stoi?
Baca: Na dylach.
Juhas: Moze być, ale baco tak se myślem i myślem na cym te dyle stoją.
Baca: Symuś, cosi mi sie widzi ze ty kces w kufe!


Do urzędu wchodzi juhas paradnie ubrany po góralsku.
- A wyście skąd?
- Jo z Dzianisa.
- A kapelus baranie.
- Tyz z Dzianisa.


 Pod zbójnicką kaplicką klęczy Jasionowski gazda.
- Panie Boze, wzioneś mi młodość. Zawcorem dziki zryły mi grule, dziś grad do imentu zbił mi owiesek, a ślubną babę Marynę dołeś mi piekielnicę ...
Za kapliczki wychylił sie Pan Bóg i z góralska zagadał:
- Hej Jędruś, Jędruś. Mogeś sie przecie wceśniej domyślić, ze cie nie rod widzem.


 Franuś Gąsienica przyszedł do karczmy z metrem i bardzo dokładnie mierzy drzwi.
- Coz to telo mierzys te drzwiyrze – pyta go karczmarz.
- Mierzem tak i cudujem sie. Jak bez te drzwirze przesły śtyry bycki, seść krów i sto baranów.


 Gazda siedzi w chałupie i słyszy, jak ktoś za oknem woła:
- Gazdo, potrzebujecie drewno?
- Nie potrzebuje.
Rano gazda wychodzi przed dom:
- No a gdzie sie podziało moje drewno.


 Po pogrzebie, nad grobem ślubnej baby, wzdycha gazda.
- Skoda Pana Boga, kielo Pana Boga skoda.
- Dlaczego – zapytał jegomość.
- Pana Boga skoda, bo jo śniom ledwo wytrzymał 40 roków, a Pan Bóg bierze ją na całą wiecność.


 Góral ze zbójnickiego rodu u lekarza.
- Gazdo jesteście chorzy. W nerkach macie kamienie, w kolanach wodę, w żyłach wapno.
- Panie doftorze, zaźrzyjcie mi jesce do rzyci, jak tam bede mioł cement, to juz bedem mógł chałupe budować.


  Turysta zatrzymuje furmanke.
- Gazdo jedziecie do Krakowa?
- Nie, jadem w Zokopane.
- Góralu, ale to nie jest droga do Zakopanego.
- E co jo sie bede z koniem wadził.


Sędzia do oskarżonego bitnika:
- Zabiliście kolegę na weselu. Czy macie coś na swoją obronę?
- Nie, przecie śtachetke wzieniście do depozytu ...


 W sądzie.
- Zabiliście sąsiada?
- Jo go ino lekućko ucion.
- I już się nie podniósł?
- Wysoki Sądzie, ni mioł prawa.


 Cały pokrwawiony z plecakiem, dziedziną idzie Franek. Spotyka go kamrat.
- Franuś, ktoz cie tak wyrykowoł?
- Pinkrwia, teściowo!
- Jo kiebyk mioł takom teściowym, tobyk jom porąboł.
- Jako ty myślis, a co jo niesem w tym plecoku.


W żydowskiej karczmie zbójnik woła:
- Zydzie! Antołek uharskiego wina przed okrutną bitką!!
Karczmarz szybko napełnił szklanice, po chwili zbójnik potwornie krzyczy:
- Zydzie, drugi antołek przed jesce gorsą bitką!!
Kiedy Żyd postawił kolejne wino, zaciekawiony zapytał:
- Aj, waj a z kim będzie ta bitka?
- Nei z wami, bo przy dusy ni mom ani feninga.


 Gazdowska rozmowa.
- Stasek, cy twój konicek kurzy fajke?
- Nie.
- No, to ci sie sopa poli.


 W karcmie od szynkwasu Jasiek dopowiada kamratowi:
- Hej Bartuś, nie bedzie mnie twój piesek więcej obscekiwoł, nie bedzie.
- Jakoz cie nie bedzie obscekiwoł kieś ty somsiad a on cie nie rod widzi.
- O nie bedzie, bo jo mu dzisiok raniuśko ogonek przycion.
- No to on cie tym barzyj popamiento.
- Hej nie popamiento mnie jus, nie.
- Jakoz nie?
- Bo jo mu raniuśko ogonek przycion zaroz za uskami.


 Zbójeckie pacierze małego Jasia.
- Boziu daj zdrowie, mamie, tatowi, dziadkowi, a babce bęc ...
Rano umiera babka.
Pacierze Jasia w następny wieczór.
- Boziu kiebyś dała zdrowie mamie, tatowi, a dziadkowi bęc ...
Nazajutrz umiera dziadek.
W trzeci wieczór Jasiu modli się gorąco.
- Boziu, Bozicko daj zdrowie mamie a tatowi bęc ...
Rano tata chodzi zdenerwowany, nie może sobie znaleźć miejsca w chałupie. Wszędzie wypatruje śmierzteczki. Nagle dowiaduje się że pomarł sąsiad.


U jegomościa w kościele wyspowiadała się babka z grzechów, których prawie wcale nie miała, modląc się przed ołtarzem usłyszała jak w słuchanicy kichało się jegomościowi. Natychmiast wróciła do powtórnej spowiedzi, co zdenerwowało jegomościa.
- Babciu, tylko mi głowe zawracacie, już się wyspowiadaliście, a grzechów to wcale nie macie.
- Jegomościu, ale ostał mi jesce jeden grzech, musicie mnie wysłuchać.
- Jaki to grzech?
- Jegomość, kiek sie modliła przed wielgim ołtarzem a wom sie tak wiycie w słuchanicy kichało, tok se tak pomyślała: ale wom tyz musiało tym zarusać.


 Z jarmarku ulicą w mieście szedł parobek i ciągnął za sobą łańcuch. Podszedł do niego milicjant.
- Obywatelu, dlaczego ciągniecie ten łańcuch?
- A co mom go pchać?


 Dujawica co rety. Śnieg kurzy i kurzy. Z doliny Miętusiej hrubo doubierani i opatuleni w derki idą turyści. Na Białym Potoku w samym serdocku stoi juhas i poziero po turniach. Turyści cudują się, jak on przecie w telo zimno moze wytrzymać.
- Góralu, jak wam?
- Mnie zawdy Stasek!


 Na jarmarku w mieście to spotkocie wselenijakiego narodu dość. Som jest i złodzieje. Jedna baba miała dość dutków i schowała te piniądze, kany baby kładom piniądze, no tam a tam, w takie jedno miejsce za cycniki. Kie jej złodziej te dutki ukrod zacena okrutnie płakać. Ludziska sie pytają.
- A gdzie zeście miała te piniądze?
- E tam a tam.
- No i co nic zeście nie cuła jak wom te piniądze wyciągoł ten złodziej?
- E cuć tok cuła, cuła, cuła! Ino jo myślała, że on w poważnych zamiarak!


 Bartuś usiłuje się przyjąć do pracy w mieście. Urzędnik zwraca się do niego uprzejmie.
- Ja was do roboty przyjmę, tylko musicie przynieść zaświadczenie o moralności.
- Od sołtysa?
- Proszę bardzo.
Na drugi dzień Bartuś przynosi zaświadczenie następującej treści: „Jo sołtys Franek stwierdzom pod przysięgom ze Bartuś z moralnością ni mo nic wspólnego”.


 W kościółku na Obidowej spowiadała się baba z Rdzawki.
- Jegomościu, cysto piyknie ozwaliłak garnek na głowie mojego ślubnego?
- I żałujecie za grzechy?
- Jakoz mom nie załować, kie garnuś był piykny, rabcański i na jarmarku kosztował mnie całą tysiącke.